Tekst Swatanie
liczący 6123 znaków był czytany 129 razy
Strona Alana Bita
Swatanie
Mama procesowała się o mieszkanie po babci i wysłała mnie do prawnika w celu przekazania mu pisemnego upoważnienia do reprezentowania jej w sądzie. Przyjął mnie w eleganckiej kancelarii wyposażonej w wiekowe meble. Podałem dokumenty i na zapraszający gest usiadłem w eleganckim skórzanym fotelu. Adwokat sprawdził to co przyniosłem po czym przyjrzał mi się uważnie.
- Jest pan wysoki i szczupły – ocenił mnie z namysłem – więc jakby skrojony na partnera dziewczyny, o której myślę – wypalił na koniec.
Sam miał już z sześćdziesiątkę na karku czego wyrazem była całkiem posiwiała głowa. Ja byłem ledwie niespełna dwudziestoletnim studentem.
- Nie jesteśmy na targu niewolników – warknąłem i gwałtownie poderwałem się po czym zrobiłem zwrot na pięcie.
Adwokat rozwarł usta zdziwiony i w milczeniu przyglądał się jak ze zdawkowym pożegnaniem opuszczam jego lokal.
Kilka dni później mama z pewną nieśmiałością podała mi karteczkę mówiąc:
- Pan adwokat mówi, że jest fajna dziewczyna. Może chciałbyś ją poznać?
A we mnie rozgorzał duch przekory, który z całą mocą wzbraniał mnie przed wyswataniem, zwłaszcza przez rodzoną matkę.
- Nie, nie mam ochoty – Oddałem karteczkę z numerem telefonu.
- Nie działaj pochopnie. Jak będzie ci tęskno za czułym sercem to zadzwoń i umów się na lekcję niemieckiego – Mama przesunęła karteczkę w moją stronę.
Spojrzałem na kartkę. Dziewczyna miała na imię Iwona. Z westchnieniem schowałem ją do szuflady.
Traf chciał, że kilka tygodni później zacząłem się szykować na wesele kuzyna i potrzebowałem partnerki. Odnalazłem tę karteczkę i po chwili wahania zadzwoniłem.
- Czy pani udziela lekcji języka niemieckiego? - zacząłem drżącym głosem.
- A jaki jest pana stopień zaawansowania? – odpowiedziała mi miła dziewczyna.
- Niewielki, a szczerze mówiąc żaden – drżenie nie ustępowało.
- W takim razie zapraszam na pierwszą lekcję w czwartek o siedemnastej. Pasuje panu? – u niej również wyczułem niepewność. Chyba pojęła w czym rzecz.
Stawiłem się punktualnie przed jej bliźniakiem w dzielnicy domków jednorodzinnych. Chwilę wpatrywałem się w zasłonięte firanami okna budynku starając się zdobyć na odwagę tak niezbędną w tym przedsięwzięciu, po czym niepewnie nacisnąłem dzwonek przy furtce. Kiedy po chwili usłyszałem warkot zamka elektromagnetycznego pchnąłem furtkę, która otworzyła się z minimalnym oporem. Krótki chodnik zaprowadził mnie na werandę przyklejoną do regularnego sześcianiku budynku z modnym w latach sześćdziesiątych płaskim dachem. Spojrzałem nieco w górę. W drzwiach stała ona. Smukła jak na dziewczynę lecz nieśmiało uśmiechnięta brunetka patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- Witaj! – wyszło z jej ust bardzo zachęcająco – Jestem Iwona, a ty jak masz na imię?
- Ja jestem Radek – odpowiedziałem niepewnie.
- Tu się rozpłaszcz – nakazała zaraz po wejściu do budynku – I zapraszam do mnie na górę.
Jej pokój był niewielki ale gustownie urządzony. Na ścianie półki z pokaźną liczbą książek. Złożony kanapo -tapczan z narzutą w słoneczniki. A pod oknem niewielkie biurko z wieloma szufladami.
- Guten Morgen! – usłyszałem nagle.
- Guten Morgen! – odpowiedziałem zastanawiając się co jeszcze zrozumiem z jej mowy.
- Bitte hinsetzen – nakazała tymczasem i z gestu domyśliłem się treści siadając na kanapie.
Zastanawiałem się co dalej, bo przecież nie chciałem jej podrywać po niemiecku. A właściwie to chodziło mi o tę jedną imprezę, na której mieliśmy udawać parę.
- Ja właściwie to przyszedłem, bo potrzebuję partnerki na wesele kuzyna. Zgodziłabyś się? – w końcu wypaliłem z jąkaniem jakbym rzeczywiście miał tę wadę wymowy.
Uśmiech na twarzy Iwony przygasł i przez chwilę milczała.
- Czemu nie. Chętnie poznam twego kuzyna i ciebie – odpowiedziała z wahaniem.
- Dziękuję. Ratujesz mi życie – zareagowałem z entuzjazmem.
- To chcesz się uczyć tego niemieckiego? Czy dać spokój?
Zrezygnowaliśmy z lekcji językowych, ale dość niespodziewanie umówiliśmy się do kina. Nie planowałem tego, ale tak jakoś wyszło i zanim pojawiliśmy się na weselu mieliśmy za sobą kilka randek. Trochę dużo jak na zwykłe wypożyczenie dziewczyny na imprezę.
Wesele odbywało się na wsi. Było ponad sto osób. Mnóstwo jedzenia i jeszcze więcej wódki, która sądząc z zachowania weselników lała się strumieniami. Tańczyłem dosyć kiepsko i próbowałem to poprawić racząc się wódką. Ani się obejrzałem jak urwał mi się film.
- Gdzie ja jestem? – zapytałem po wygrzebaniu się z pościeli i stanąwszy półgoły w progu sąsiedniej kuchni pełnej obcych jak mi się zdawało ludzi.
- Trochę zabalowałeś i musieliśmy cię nieprzytomnego ściągnąć z parkietu – odpowiedział mi kuzyn.
- A gdzie Iwona?
- Twoją partnerkę odwieźliśmy na poranny pociąg.
Pomyślałem, że musiała być zła na tę moją niedyspozycję. Postanowiłem też wrócić do miasta i jak najszybciej się z nią skontaktować. Szybko więc uporałem się z poranną toaletą, ubrałem się i zjadłem śniadanie.
- Jedziemy na pociąg. Zabierzesz się? – usłyszałem propozycję w samą porę by z niej skorzystać.
Zdążyłem jeszcze na małej stacyjce kupić bilet. Wsiadłem do osobowego z piętrowymi wagonami. Zaraz po powrocie do domu zadzwoniłem do Iwony.
- Cześć Iwona – zacząłem – Bardzo cię przepraszam za moją niedyspozycję ostatniej nocy.
- Nie musisz się wysilać, ale lepiej dajmy sobie spokój z tą znajomością. Zresztą osiągnąłeś co chciałeś – nie byłeś sam na weselu kuzyna.
- Ale może dasz mi jakąś szansę.
- O nie. Nie chcę być z pijakiem. To moje ostatnie słowo – odpowiedziała i rzuciła słuchawkę.
Na szczęście nie zostałem pijakiem i raczej unikam alkoholu zwłaszcza w większych ilościach, ale znajomości z Iwoną nie udało mi się już uratować.